
Witaj 2025!
Nie mam postanowień noworocznych. Nie robię ich, bo albo je odpuszczam, albo życie zmienia mi plany. I to bez pytania o moje zdanie.
Jest kilka rzeczy, które chciałabym w tym roku robić – a przynajmniej iść w ich kierunku. Ciężko mi patrzeć w przyszłość, bo jest ona dla mnie bardzo niepewna i nieprzewidywalna. Nie wszystko zależy ode mnie. A może właśnie zależy, tylko nie zawsze potrafię to dostrzec. Trzeba będzie podjąć pewna decyzje, na które dziś nie jestem jeszcze gotowa. Ale mam na to jeszcze cały rok.
Myśli ciągle wybiegają mi zbyt daleko – zamiast skupić się na tym, co mogę zrobić tu i teraz, myślę o problemach na 2026 rok. To on mnie bardziej martwi, bo zmieni moją stałą, w nieznane. I już dziś po głowie krążą mi pytania o to jak to będzie i czy dam radę. Wiem, że dam, choć niewiadoma zawsze budzi we mnie dyskomfort i zmartwienie. Na szczęście to sprawy, którymi będę mogła zająć się w przyszłości i jestem pewna, że znajdę rozwiązanie w swoim czasie. Teraz powinnam się skupić na tu i teraz.


Czego chcę na 2025?
Właściwie jestem pewna tylko jednej rzeczy – wiem, ile w tym roku chcę i potrzebuję oszczędzić. Reszta to nadzieja, że wreszcie uda mi się robić to, co ciągle odkładam. W poprzednim roku wydarzyło się wiele przełomowych rzeczy, które wpłynęły na to, jak dziś patrzę na swoje życie. No i martwię się już tylko o siebie. Wreszcie mogę skupić się na sobie, na swoich uczuciach i emocjach, które tłumiłam w sobie, bo zawsze coś inne było ważniejsze. Nie wiem, czy to samolubne, czy raczej jest to czas, kiedy wreszcie mogę postawić siebie na pierwszym miejscu. Po latach troski o innych nadszedł czas, by zadbać o siebie. Zaczynam dostrzegać, że dbanie o siebie to nie egoizm, a inwestycja w moje zdrowie i przyszłość. W zeszłym roku zaczęłam dopuszczać do siebie pewne myśli, które nie zawsze były komfortowe, a w tym roku, chciałabym z nimi popracować i zobaczyć gdzie mnie zaprowadzą.

Świadomie ograniczyłam swoje ‘chcę’, dopasowując je do czasu, którym dysponuję. Skoro chcę oszczędzać, oznacza to więcej pracy, więc pracuję dodatkowo kilka wieczorów w tygodniu, zostawiając sobie w większości wolne weekendy. To daje mi mniej czasu na przyjemności, ale nie przepracowuję się – to świadomy wybór, żeby zachować równowagę. Po prostu do tej pory wybierałam nicnierobienie, zamiast tych przyjemności. Ale ten czas odpoczynku zrobił mi dobrze na głowę i zmienił moje podejście do działania.
Chciałabym wreszcie przerobić wszystkie kursy, które kupiłam przez ostatnie lata. Świadomość, że je mam a nic z nimi nie robię, trochę mnie przytłacza i zabiera spokój. Ich ilość i różna tematyka sprawiają, że trudno mi wybrać, od czego zacząć i tylko odkładam je na później. Jedna rzecz, którą zaczęłam robić pod koniec ubiegłego roku, to prowadzenie notatek w Obsidianie. Dzięki temu, że od razu zapisuję to, co wydaje mi się ważne – bardziej w formie kopiuj-wklej – uwalniam przestrzeń w głowie, co pozwala mi poczuć się lżej. Dodatkowo w tle analizuję te notatki, a ten proces wpływa na moje myślenie. Wprowadzenie tego jednego kroku, pozwoliło mi ruszyć z czymś, co odwlekałam przed długi czas. Zobaczymy, co z tego wyniknie, ale czuję, że jestem na dobrej drodze, choć wiem, że jeszcze dużo pracy przede mną.


Plany na 2025?
Planuję dwa większe wyjazdy w pierwszym półroczu, co budzi we mnie trochę obaw, bo kłóci się z moim celem oszczędzania. Ale wiem, że te wyjazdy są mi potrzebne. Potrzebuję przerwy od codziennego życia i odrobiny zabawy, by naładować baterie.
Planuję też skończyć kilka kursów, do których dostęp wkrótce mi wygasa. W styczniu chciałabym skupić się na newsletterze – jego technicznej stronie. Chcę też popracować nad wizją życia i wartościami – mam ich zarys, ale chcę upewnić się, że są naprawdę moje.
Przez ten rok chciałabym także popracować nad nową ścieżką kariery. Podoba mi się myśl, że etat daje mi stabilność, ale po godzinach mam coś dodatkowego do roboty. Może będzie to blogowanie? Trochę na to liczę, ale jestem otwarta na inne możliwości. Mam kilka pomysłów i chcę je sprawdzić w tym roku. Przecież nie ma nic złego w próbowaniu. Zauważyłam już kiedyś, że nawet jeśli “marnuję czas” porzucając coś, na co poświęciłam dużo czasu i energii, to i tak czegoś mnie to uczy. Przestałam żałować tych chwil, bo każda z nich wnosiła coś do mojego życia. Świetnie się bawiłam, a ta radość ratowała moją psychikę.

A co jeśli się nie uda?
To trudno. Zauważyłam, że żal za tym, czego się nie zrobiło czy nie spróbowało, boli bardziej. Nie tym razem, to następnym. Życie jest po to, żeby sprawdzać, próbować, a nie chować się w szafie. Już kiedyś tam siedziałam i nie chcę już tam wracać. A może, jak napisał Lem: nie zrobiłam czegoś, bo po prostu nie mogłam. Więc nie ma czego żałować, tylko sprawdzać i ewentualnie próbować jeszcze raz. Aż do skutku.
A jakie Ty masz plany na ten rok? Masz odwagę próbować, nawet jeśli się nie uda?
