refleksje

Żegnaj 2024!

2024 rok, był rokiem smoka – a to mój chiński znak zodiaku. ”To będzie mój rok” – pomyślałam. Życie miało jednak inne plany. Czy były dobre? Czas pokaże, ale na pewno nie byłam gotowa na to, co mi uszykowało.

Ten rok chyba najbardziej mi pokazał, że życie ma swoje własne plany. Ja miałam swoje, ono swoje i chyba się gdzieś rozminęliśmy. Właściwie dziś nie bardzo pamiętam, co dokładnie planowałam, ale na pewno nie miałam na liście rozstania po 11 latach związku… Chciałam kilka jednodniowych i weekendowych wycieczek – gdzieś blisko, żeby wreszcie zwiedzić Anglię, a skończyło się na planowaniu powrotu do Polski. Co też pokazało mi, że bardzo umiem w planowanie, bo w przeciągu miesiąca czas pozostania w UK wydłużył się z końca lutego ‘25, przez “po Wielkanocy”, przez “po wakacjach”, na “po nowym roku ‘26”. Także tego…

Plany planami, a życie życiem – choć może właśnie tak miało być. Paradoksalnie te wielkie zmiany, pozwalają mi na głębsze zastanowienie się “co dalej?”. Większa część 2024 roku minęła mi na “byciu”. Trochę w stresie, trochę w marzeniach, trochę w smutku, złości, radości. Na wielkich marzeniach, na realnych planach. W sumie to na niczym ani wielkim, ani głębokim. Trochę porozkminiałam, co chciałabym ze sobą zrobić, ale jeszcze bez działania. Żyłam z dnia na dzień, trochę przyszłością – tą bliższą i dalszą, trochę przeszłością. Więcej pracowałam, mniej wydawałam. Więcej się zastanawiałam, mniej wahałam. Nie wszystko przecież musi być jasne już od razu.

Pierwsze półrocze nie należało do najłatwiejszych.

Kwiecień zaczął się od rozstania po 11 latach związku. Nie wspominam tego czasu z radością, ale pomimo całego tego smutku, rozpaczy i żalu, czułam też spokój, nadzieję i ulgę. Trochę namieszało mi to w głowie. Nie rozpracowałam jeszcze tego całkowicie, ale zaczęły dochodzić do mnie pewne myśli. Jakby nagle wszystkie moje marzenia i nadzieje zerwały się z łańcucha. Nie jestem już do niczego i nikogo przywiązana, mogę robić, co chcę! To naprawdę fantastyczne uczucie. Niestety rzeczywistość szybko przyszła i trochę szarpnęła łańcuchami, ale nie wciągnęła wszystkiego z powrotem w otchłań. Realia są, jakie są i powoli będę nad tym wszystkim pracować, ale to w nowym roku.

W maju pojechałam sama do Krakowa, tak jak planowałam, choć nie miał to być aż tak samotny wyjazd. Po drugiej stronie telefonu miał ktoś być. I nie zrozum mnie źle – był. Nasze rozstanie nie przebiegło w złych emocjach, przyjaźnimy się i wspieramy – nawet dziś, gdy piszę te słowa. Chodzi po prostu o to, że inaczej ta rozłąka miała wyglądać. Miałam być sama, ale nie samotna. Te kilka dni upłynęły mi pomiędzy radością a wielkim smutkiem. Nie do końca potrafiłam się zatracić w chwili, żeby być tu i teraz. Jednak ten wyjazd pokazał mi, że potrafię być sama – choć zrozumiałam to dopiero jakiś czas później.

Druga połowa 2024 była dla mnie czasem rozmyślania o wszystkim: co, gdzie, jak, po co, dlaczego.

Pozwoliłam sobie na wielkie plany i marzenia, które na bieżąco rewidowałam. Miałam czas, którego wcześniej mi brakowało, o czym nawet nie wiedziałam, na rozmyślanie, planowanie, korygowanie. Myśli nie latały już tak szaleńczo, zaczęły poruszać się płynniej. Dałam im czas i uwagę, jakiej potrzebowały. A może, jakiej ja sama potrzebowałam, by się nimi zająć.

Nie zawsze chodzi o to, by od razu coś z nimi zrobić, czasami wystarczy dać im chwilę uwagi. Dałam im pobyć ze sobą, ale też z samymi sobą i za niedługo usiądę, by zastanowić się nad tym głębiej. Ale to jeszcze nie dziś, jeszcze nie czuję, że nadeszła odpowiednia pora. Mam cały rok na planowanie i zmianę tych planów. I będę z tego korzystała, bo papier przyjmie wszystko. A czas od myśli do realizacji jest zbyt długi, żeby przywiązywać się do jednego pomysłu na stałe. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak tego potrzebowałam. Już nie muszę reagować od razu – nie żeby ktoś mi wcześniej kazał, ale tak właśnie działałam. Myśl, równała się akcja. A teraz ta akcja jest odroczona i mam czas, by obracać każdy pomysł ze wszystkich stron.

No dobra, nie każdego pomysłu – dalej jestem uzależniona od kupowania kursów, ale przynajmniej panuję już nad odruchem kupowania każdej interesującej książki. Chociaż tyle.

Pod koniec listopada na kilka dni wróciłam do Polski. Spotkanie klasowe po 16 latach od matury było niesamowitym przeżyciem – zobaczyć się z chłopakami z klasy po tak długim czasie, porozmawiać, powspominać dawne czasy i odkryć, jak bardzo się zmieniliśmy. Udało mi się odnowić kilka znajomości i mam nadzieję, że tym razem przetrwają próbę czasu.

Nie powiedziałam rodzicom, że przyjeżdżam, więc ich zaskoczenie, gdy stanęłam w drzwiach, było bezcenne. Widziałam na ich twarzach chwilową dezorientację, która szybko zamieniła się w radość i wzruszenie – taki mały prezent od serca. Ten wyjazd pozwolił mi na chwilę oderwać się od codzienności i przenieść uwagę na coś zupełnie innego.

Nowy rok, nowa nadzieja

Kończę stary rok z nadzieją na lepsze. Niby to banał, pewnie każdego roku myślałam podobnie, ale tym razem czuję, że jest inaczej. Może przemawia przeze mnie inna świadomość, ale czuję, że jestem na dobrej drodze do ogarnięcia, czego chcę od życia. Może wcale nie tego, co usłyszałam w internecie. Może wreszcie przestanę żyć życiem innych ludzi – ich marzeniami, oczekiwaniami, przekonaniami. Ja mam swoje i tym razem nie muszę brać pod uwagę nikogo poza sobą – to bardzo uwalniające. Jeszcze nie wiem, co z tą wiedzą zrobię. Ale czuję, że idzie lepsze.

Zamykam ten rok z nadzieją, że kolejne miesiące przyniosą więcej odpowiedzi niż pytań.

A Ty? Jakie drzwi zamkniesz, by otworzyć nowe?

Zostaw po sobie ślad

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *